I tak trafiliśmy w klimatyczne dzięki właścicielowi miejsce na morzem czarnym – camping BeachCamp: http://blackseacamping.com/
Właścicel Valeri jest Rosjaninem, który urodził się w Gruzji ale dość wcześnie przeprowadził się do Rosji, a potem wyemigrował do US. Imponował spokojem; opanowaniem i nienarzucającą się życzliwością. Sam spędzał czas wraz z rodziną na działce po sąsiedzku.
Pierwszego wieczoru w lokalnym sklepie niestety zaatakowała nas gościnność Gruzinów. A wybraliśmy sie tam tylko na chwilę. Tak więc były toasty wygłaszane przez Tamada (niejako gospodarz/wodzirej który kieruje wzniosłymi toastami). Było dużo gruzińskiego wina i szybkie zakończenie wieczoru.
Samo miejsce i nasz gospodarz było jednak na tyle przyjemne, że zostaliśmy jeszcze jedną noc właściwie tylko po to by w spokoju wieczorem wypić piwo na plaży.
W Poti w barze na bazarze fantastyczna Sokianka
Loża szyderców w poczekalni myjni samochodowej
Valeri podowiedział nam kolejne miejsce na camping – tym razem na dziko. Dodatkowo kupił nam mapę i zapisał numer do siebie gdybyśmy potrzebowali pomocy albo po prostu o coś chcieli zapytać, Fantastyczny człowiek. Dostaliśmy też butelkę robionej przez jego matkę wódki – ostrzegł od razu, że jest bardzo mocna. Smak ambrozji, a nazwa to chyba tarchon od trawy, która nadaje jej specyficznego aromatu.