W sumie przez 23 dni byliśmy w 7 krajach (Słowacja, Węgry, Rumunia, Bułgaria, Turcja, Gruzja, Armenia). Bez problemów 14 razy przekraczaliśmy granice. Trasa wiodła w ogólnym zarysie następująco:
Dorobiliśmy się imponującej w unijnej rzeczywistości ilości pieczątek w paszportach:
Przejechaliśmy praktycznie 11 000 km
Stan licznika na początku: 495 145 km (7 sierpnia)
Stan licznika na koniec: 505 650 km (29 sierpnia)
Zużyliśmy łącznie: 833,49 litrów ON
Średnie spalanie z całego wyjazdu wyniosło: 7,64 l/100 km (około 60% trasy stanowiły w większości wysokie góry)
Koszty paliwa to około: 4500 PLN
Cena jaką realnie płaciliśmy za litr Diesla na stacjach (sierpień 2014):
Polska: 5,23 PLN
Węgry: 422 HUF (forint) – 5,64 PLN
Bułgaria: 2,6 BGN (leva) – 5,59 PLN
Słowacja + Rumunia – ze względu na wysokie ceny nie tankowaliśmy
Turcja: 4,25 TRY (lira) – 6,28 PLN
Gruzja: 2,27 GEL (lari) – 4,21 PLN
Armenia: 460 AMD (darm) – 3,59 PLN
(generalnie pokrywały się z cenami podawanymi przez serwis: http://www.e-petrol.pl) i ciekawostka: we wszystkich ww. oraz w Rumunii i na Słowacji LPG (aka. GPL) dostępny był na większości stacji.
Jakość paliwa (diesel): poza Gruzją – bez najmniejszych zastrzeżeń
Sposób płatności za paliwo:
– Polska, Węgry, Bułgaria, Turcja: bez przeszkód zwykła kartą płatniczą (mini uwaga – na zachodzie Turcji spotykaliśmy naprawdę dobrze wyglądające stacje, na których cena Motoriny /diesel/ była ponad 30% niższa od konkurencji: 3,19 TRY vs. 4,30 TRY. Na większości z nich nie dało się jednak zapłacić naszą kartą. W końcu na którejś z rzędu udało się. Jako ciekawostkę dodam, że wynik spalania samochodu na tym najtańszym paliwie wyniósł 7,20 l/100 km)
– Gruzja i Armenia: gotówką odpowiednio w Lari i Darm’ach (na stacjach byliśmy dopytywani czy aby na pewno mamy Lari bo kartą i walutą to się nie da)
Awarie samochodu: brak
Opłaty za drogi (w przybliżeniu): 290 PLN
winieta słowacka na 1 m-c /naklejka/: 60 PLN (14€)
winieta węgierska na 1 m-c /elektroniczna/: 73 PLN (17€)
winieta rumuńska na 1 m-c /elektroniczna/: 30 PLN (7.00 €)
winieta bułgarska na 1 m-c /naklejka/: 56 PLN (13.00 €)
Bułgaria most w Ruse: 17 PLN (dwa razy po 2.00 €)
Bułgaria „dezynfekcja” przy wjeździe z Turcji: 12 PLN (3.00 €)
winieta turecka HGS /naklejka/ płatne za odcinki: 53 PLN (35 TRY)*
Wjazd/wyjazd Armenia: 224 PLN
wjazd 50$ / wyjazd 20$
Prom przez fragment morza Marmara: 90 PLN (60 TRY)
Koszty związane z przejazdem zamknęły się w kwocie 1300 PLN na osobę
Noclegi (średnio ca. 35 PLN od osoby): jako, że zdarzyło nam się nocować na dziko i kilka razy jechać całą noc w sumie wyszło około 560 PLN na osobę.
Ile w takim razie kosztuje właściwie miesięczny wyjazd, na którym praktycznie codziennie widzi się co innego, jedzie się tam gdzie ma się ochotę i zostaje na dłużej tam gdzie podoba się najbardziej? Ano tyle co przeciętny 10 dniowy all inclusive last minute, na którym czas spędzimy zamknięci w ośrodku robiąc i widząc codziennie to samo. Chyba, że wybierzemy się na jedną z „wycieczek fakultatywnych za dodatkową opłatą” którą spędzimy w dzikim tłumie, wracając w… zdenerwowani. Trudny wybór…
Dwa słowa o granicach i HGS – systemie poboru opłat za drogi w Turcji
Polska/Słowacja (Barwinek): brak granicy, winieta kupiona tuż po przekroczeniu „granicy”.
Słowacja/Węgry (Milhost): brak granicy, winieta kupiona tuż po przekroczeniu „granicy”.
Węgry/Rumunia (Borș): granica jest (obskórna). Kolejki brak. Kontroli brak. Winieta kupiona tuż po przekroczeniu granicy.
Rumunia/Bułgaria (Ruse): granica jest. Kolejki brak. Kontroli praktycznie również brak. Winieta kupiona tuż po przekroczeniu granicy.
Bułgaria: Opłata za most w Ruse w okienku tuż przed granicą. Szlaban otwiera się po uiszczeniu opłaty temu kogo nie widać ze względu na ilość dymu papierosowego w budce poboru opłat.
Bułgaria: opłata za „dezynfekcję” przy powrocie z Turcji – raczej żenujący proceder mający na celu jak sądzę, podreperowanie chwiejącego się budżetu Bułgarii. Polega na przejechaniu przez pas, na którym podwozie polewane jest wodą… – opłata nie do uniknięcia w kwocie 3.00 €.
Bułgaria/Turcja (Malko Tarnovo): granica jest. Kolejki brak. Kontrola jest. Brak opłaty za wjazd samochodem.
Tu kilka słów komentarza – w internecie można doszukać się opisów dantejskich scen i trudności robionych przez tureckich pograniczników (długi czas oczekiwania, skomplikowana procedura wprowadzenia samochodu, drobiazgowa kontrola itp.). Taki też przekaz dostaliśmy od spotkanych na przejściu granicznym Malko Tarnovo Polaków. Bzdura!!! Przekraczaliśmy granicę turecką w sumie 4 razy. Ani razu nie spotkaliśmy się z żadnymi utrudnieniami (jedynie raz, w Sarp: Turcja/Gruzja musieliśmy odstać 1h 50 min ale kontrola była już standardowo bezproblemowa). Faktycznie wprowadzenie samochodu na terytorium Turcji wiąże się z dodatkowymi czynnościami, a całość przebiega następująco:
1 okienko: kontrola paszportowa (wszyscy razem)
2 okienko: kierowca rejestruje samochód (okazanie dowodu rejestracyjnego, zielonej karty, chyba prawa jazdy)
3 „okienko”: kierowca symbolicznie uchyla bagażnik, a customs symbolicznie do niego zagląda
standardowa „bramka”: symboliczne okazanie paszportów
Z tą wiedzą zajmuje to w porywach do 10 minut.
Wyjazd nie wymaga żadnych dodatkowych czynności odnośnie pojazdu. Okazanie paszportów i w drogę. Raz przy wyjeździe celniczka oznajmiła, że mam się udać z samochodem na groźnie brzmiący x-ray, potwierdzając to stosownym wpisem w paszporcie. O! ciekawie będzie pomyślałem. Jakież było moje zaskoczenie, gdy podszedł koleżka w mundurze, z szelmowskim uśmiechem osoby ujaranej na błogo i… w okularach przeciwsłonecznych (choć zmierzchało się już, a do tego wisiały chmury burzowe). Hmm, przypomniałem sobie wpis z paszportu: „XRAJ” i pomyślałem, że Turcy jednak też mają poczucie humoru. Xraj kazał otworzyć bagażnik ale nim klapa otworzyła się do końca kazał ją zamknąć, jakby zapomniał po co się otwierała i dał znak, żeby już sobie jechać.
O czym należy pamiętać?
– w trakcie wjazdu do Turcji właściciel samochodu pozostaje z nim i normalnie przejeżdża. Pasażerowie przechodzą osobno. Wszyscy spotykają się po drugiej stronie granicy.
– przed wyjazdem trzeba dopytać ubezpieczyciela czy wystawiana przez niego Zielona Karta obejmuje Turcję
– po wjechaniu na terytorium Turcji samochodem, właściciel nie może go opuścić bez samochodu
*HGS: internet bardzo zaciemnia (a brak angielskiej wersji strony systemu nie ułatwia) obraz bardzo prostej w sumie zasady działania. W Turcji płacimy wyłącznie za przejazd niektórymi odcinkami dróg ekspresowych i autostrad. Opłata odbywa się na zasadzie pre paid poprzez odczyt na bramkach naklejki RFID. Nie trzeba mieć od razu wykupionej naklejki – na bramkach nie ma żadnych szlabanów, a wyłącznie komunikat świetlno dźwiękowy. Mamy 7 dni od momentu przejechania bramki na opłacenie przebytego płatnego odcinka.
Jak nabyć naklejkę? Udajemy się na pocztę – PTT (Post Telephone & Telegraph) – i jest to zarazem jedyne miejsce gdzie możemy to załatwić:
Wypełniamy krótki formularz (niestety dostępny wyłącznie po turecku). Okazujemy paszport, dowód rejestracyjny. Zostajemy zarejestrowani w systemie elektronicznym. Płacimy 35 TRY (5 opłaty manipulacyjnej, 30 do wykorzystania na przejazdy). Dostajemy naklejkę
którą przyklejamy na przedniej szybie od wewnątrz, pod lusterkiem
i pozamiatane. Od tej pory w czasie przejazdu przez bramki zaczyna nam się świecić zielone światło i ustaje irytujące wycie. Stan kasy możemy sobie po numerze rejestracyjnym sprawdzać w internecie na stronie https://hgsmusteri.ptt.gov.tr/bosCSC/violation.jsf
W razie wątpliwości bez problemu można uzyskać informacje korzystając z adresu email: hgs@kgm.gov.tr (informacje przetestowane osobiście):
Wszystkie informacje na temat systemu HGS są pod adresem: http://hgsmusteri.ptt.gov.tr – po zastosowaniu google translate nawet da się z grubsza zorientować o co chodzi.
Turcja/Gruzja (Sarp): – granica jest. Kontrola jest ale szybka i bezproblemowa. Brak opłaty za wjazd samochodem. Aktualnie Polacy nie potrzebują wiz do Gruzji. Po wjeździe można przebywać rok. Samochód 90 dni po czym jak powiedziała mi celniczka musi choćby na 10 minut wyjechać z Gruzji i może wjechać ponownie na 90 dni.
Jedyne przejście graniczne w ciągu całego wyjazdu na którym staliśmy (1,5h). Jak się okazało i tak wyjątkowo krótko – norma to 4 do 8 godzin. Jest dziwne. Dojazd od strony Rize do przejścia. Pogranicznik kieruje z powrotem osobną częścią drogi w kierunku Rize/Trabzon, na której ciągnie się sznur samochodów jak się okazuje czekających w kolejce do granicy. Trzeba ustawić się na końcu i cierpliwie zaczekać. W sumie szybko zleciało na przyglądaniu się rozgardiaszowi do okoła.
– po wjechaniu na terytorium Gruzji samochodem, właściciel nie może go opuścić bez samochodu
Gruzja/Armenia: granica jest. Kontrola jest ale bezproblemowa. JEST opłata za wjazd samochodem. Polacy nie potrzebują wizy.
Po kontroli paszportowej udajemy się do niepozornego szarego budynku po prawej z napisem Brokers Office, w którym przez okno widać długą ławę z 4 urzędnikami i grupą kłębiących się przed nimi trochę w bezładzie ludzi. Po prawej jest okienko banku/kantoru (bez przekrętów na kursach). Bardzo przydaje się znajomość rosyjskiego dzięki czemu nie musimy czekać w ponadstandardowej kolejce do jedynego z urzędników, który trochę zna angielski. Jeden z urzędników ze szczerym uśmiechem i życzliwie (jesteśmy jedynymi turystami, reszta to kierowcy TIR’ów i jeden Rosjanin z rodziną ewidentnie często tu bywający) zaczyna się nami zajmować – kserowanie dowodu rejestracyjnego, paszportu, chyba prawa jazdy. Tu mała uwaga: po raz kolejny okazuje się, że w formularzu trzeba podać rodzaj pojazdu – warto mieć w telefonie zdjęcie swojego samochodu z widoczną tablicą rejestracyjną dzięki czemu urzędnik nie ma wątpliwości co wpisać. Wypełnia różne kwity. Grzecznie i uczciwie informuje nas, że najkrótszy czas na jaki możemy wprowadzić samochód na terytorium Armenii to 14 dni i kosztuje to w przeliczeniu na USD: za wjazd 50$ (wraz z opłatą manipulacyjną) i 20$ płatne przy wyjeździe (jesteśmy na to przygotowani, zasięgnięta wcześniej w internecie informacja mówiła o 80$). Wszystko nam zapisuje. Udajemy się do banku/kantoru w rogu pokoju. Płacimy. Wracamy z potwierdzeniem. Dostajemy kwit A4 po armeńsku. Podchodzimy z nim do ostatniego z urzędników, który z uśmiechem i impetem przybija ogromną pieczęć i mamy drogę wolną. Bez kwita nie da się wjechać bo za odprawą paszportową jest stalowa brama, która jest otwierana dopiero po okazaniu ww. dokumentu. Łącznie można się zamknąć w 30 minutach ze wszystkim.
Wyjazd innym, mniejszym przejściem. Z „poprowadzeniem za rączkę”, przez uprzejmą, mówiącą biegle po angielsku urzędniczkę. Oczywiście 20$ trzeba było zapłacić. Otrzymany przy wjeździe kwit zostawić urzędniczce.
– po wjechaniu na terytorium Armenii samochodem, właściciel nie może go opuścić bez samochodu
Armenia/Turcja: BRAK PRZEJŚĆ GRANICZNYCH – kraje są formalnie w stanie wojny, choć od bardzo dawna ma ona charakter wyłącznie dyplomatyczny. Nie zmienia to faktu, że z Armenii do Turcji trzeba wracać przez Gruzję lub Iran.
Drogi, samochody, kierowcy i policja:
Przez cały przejechany dystans umęczyłem się i kląłem pod nosem dwa razy: w Gruzji w Batumi i jego okolicy oraz… w Polsce. Fatalne drogi i nieustępujący im kroku fatalni kierowcy! Jeżdżą skrajnie egocentrycznie z pogardą dla innych (Lasha z Batumi dumnie nazywał to „crazy georgian drivers” ale jest nic innego jak po prostu chamstwo). Pocieszające jest to, że jeśli ktoś radzi sobie za kierownicą w polsce bez problemu poradzi sobie wszędzie po tej trasie.
Słowacja: drogi dobre, wszyscy jeżdżą bardzo przepisowo. Policji nie widać.
Węgry: drogi bardzo dobre, wszyscy jeżdżą przepisowo. Policja jest ale jeśli nie łamiemy przepisów nie interesuje się nami.
Rumunia: biorąc pod uwagę słaba sytuację ekonomiczną kraju i ilość gór drogi akceptowalne lub dobre. Kierowcy jeżdżą w miarę przepisowo. Policji nie widać.
Bułgaria: drogi dobre. Kierowcy jeżdżą w miarę przepisowo. Policji nie widać.
Turcja:
Drogi fantastyczne, a biorąc pod uwagę górzystość kraju wręcz genialne. Turcy zaczęli budować drogi dopiero pod koniec lat 80’tych i to co udało im się osiągnąć jest wręcz niebywałe. Nigdzie w Europie nie zdarzyło mi się jechać tak równymi fragmentami autostrad. Poza odcinkami w kompletnie odludnych miejscach bądź w bardzo wysokich górach praktycznie wszystkie drogi maja po dwa pasy w każdą stronę i pozbawione są ostrych zakrętów. Powoduje to, że jeździ się banalnie prosto i szybko. Stacje benzynowe i parkingi są bezproblemowo często.
Osobną kwestią jest ruch w miastach w środkowej i wschodniej części Turcji (o zachodzie nie ma co gadać bo bliższy jest naszemu zachodowi) – ponownie w internecie oraz u spotkanych polaków relacje były tyle zbieżne co nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Mówiły o kompletnym chaosie, chamstwie i brak poszanowania przepisów. Hmm… najprostsza i najkulturalniejsza jazda po zatłoczonym mieście z jaką do tej pory miałem do czynienia to właśnie miasta tureckie. Faktycznie przepisy (światła, znaki pierwszeństwa) są tu raczej jedynie sugestią ale poniekąd to rozumiem. Przy takim natłoku samochodów nikt nigdzie by nie dojechał kurczowo trzymając się przepisów. Najważniejsze o czym należy pamiętać to, że użycie klaksonu w odróżnieniu od Europy nie ma wydźwięku agresywnego (zresztą słychać to od razu w sposobie używania), a jedynie charakter przyjazno ostrzegający (na zasadzie: „gdybyś przypadkiem się zamyślił to ja tak nieśmiało przypominam, że jestem po Twoje prawej co byś nie uszkodził sobie samochodu wjeżdżając we mnie). Wszystko działa, nikt się nie irytuje, samochody nie są poobcierane (jak to ma miejsce w Hiszpanii na przykład). Bez problemu i nad wyraz sprawnie udaje się dotrzeć w zaplanowane miejsce. Kierowcy są naprawdę wyrozumiali.
Ograniczenia prędkości na drogach pozamiejskich: jako że nasza prędkość przelotowa była poniżej ograniczeń (w granicach 90-100km/h) to kompletnie nas nie dotyczyły. W przypadku większych ograniczeń trzymałem się lokalesów czyli nadal jechałem 90-100km/h.
Światła przeciwmgielne: z niezrozumiałych dla mnie powodów 70% tureckich kierowców, bez względu na warunki atmosferyczne jeździ w nocy na światłach przeciwmgielnych – bardzo to irytujące
Policja: dość rzadko widoczna, właściwie jedynie przy kontroli prędkości. Z dużym wyprzedzeniem są umieszczane zwykłe znaki, wzmacniane następnie przenośnymi znaki, że będzie kontrola prędkości. Potem pachołkami następuje zwężenie drogi do jednego pasa i są zatrzymywani wyłącznie Ci, którzy mimo tak wyraźnych ostrzeżeń nie zastosowali się.
Jandarma: tak jak Policja operuje na terenach zurbanizowanych tak Jandarma przejmuje jej funkcje na rubieżach pełniąc również funkcje militarne. I tak jej posterunki występują na terenach niestabilnych (np: Kurdystan) lub zagrożonych przemytem. Na wschodzie co jakiś czas je mijaliśmy. Część ewidentnie była aktualnie niewykorzystywana ale w przypadku niektórych za workami z piaskiem widać było transportery opancerzone, ze dwa razy czołgi i karabiny. Przez cały wyjazd do kontroli załapaliśmy się tylko raz i to właśnie do Jandarma – uśmiechnięty młodziutki żołnierz jak nas zobaczył właściwie niczego więcej nie chciał tylko machnął ręką by jechać dalej.
Banalnie prosty i przyjazny kraj do poruszania się samochodem.
Gruzja: dużo słów niecenzuralnych ciśnie się na usta na temat kierowców w okolicach bliższych i ciut dalszych od Batumi oraz w samym Batumi. Pozostałe regiony były normalne.
Drogi: poza Batumi (w którym udało mi się w ostatniej chwili uniknąć symbolu radzieckiego wschodu – studzienki po środku drogi bez pokrywy) akceptowalne lub normalne.
Policja: właściwie w każdej, nawet najmniejszej miejscowości przy głównej drodze jest nowoczesny komisariat. Policja jeździ nowymi samochodami klasy średniej (Skoda Octavia). Czymś zupełnie dla nas nowym było to, że jadący radiowóz zawsze ma włączone sygnały świetlne co wcale nie oznacza, że jedzie do wezwania. Gdy chcą kogoś zatrzymać zaczynają gadać przez megafon. W miejscowościach trzymaliśmy się ograniczeń prędkości.
Samochody: w Batumi i okolicach 80% samochodów bez względu na wiek i klasę nie posiada przedniego zderzaka (chciałbym myśleć, że chodzi o lepsze chłodzenie silnika ale obawiam się, że jest to pokłosie kultury jazdy). Około 80% z tych 80% nie posiada również tylnego zderzaka. Około 60% z tych 80% pozbawiona jest również pozostałych części przedniej karoserii (maski, błotniki). A około 80% z tych pierwszych 80% ma na wszelkie możliwe sposoby pękniętą przednią szybę.
Armenia:
Drogi: normalne choć trzeba się liczyć z tym, że mogą pojawiać się odcinki drug gruntowych opisanych na mapie jako drogi krajowe (wschodni brzeg jeziora Sewan to właśnie w dużej częsci taki przypadek)
Policja: obecna właściwie non stop szczególnie w miastach i większych miejscowościach. Niesamowicie aktywna – w trakcie przejazdu przez miejscowości radiowozy non stop kogoś zatrzymywały. Zasada z sygnałem świetlnym identyczna jak w Gruzji. Samochody również nowe (Toyota Corolla i Toyota Landcruiser)
Podsumowując: od strony poruszania się samochodem i przekraczania granic kompletnie bezproblemowy wyjazd